Słońce w dłoniach
Łapię w dłonie wiosenne promienie
by twarz obmyć ze snu zimowego
z ciemnych kątów zmarznięte drżąc cienie
wypełzają do słońca złotego.
Co po chmurach do góry się wspina
by skostniały świat objąć ze szczytu
i tak długo w ramionach swych trzymać
póki z macek go wyrwie niebytu.
Ciepłym tchnieniem przywraca krążenie
jeszcze słabe lecz serce znów bije
własną piersią rozgrzewa nam ziemię
wraca oddech i radość że żyje.
Pierwsza zieleń leniwie się budzi
diamentami kropelek zdobiona
cud natury prezentem dla ludzi
i nadzieja na nowo zrodzona.
Sił witalnych tak dzisiaj potrzeba
aby dusze zziębnięte odżyły
podnieś wzrok w stronę słońca i nieba
i się pomódl by zawsze tam były..
Komentarze (1)